Aktualności

Aktualności

Na mistrza Polski jeszcze poczekamy.

King Szczecin przegrał 75:85 ze Śląskiem Wrocław w czwartym meczu finału Energa Basket Ligi, a aż 33 punkty zdobył Jeremiah Martin. W serii nadal prowadzi King, ale już tylko 3-1. Rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw.

W zakamarkach Netto Areny czekały na pewno puchary i medale, a przypuszczalnie także szampany. W szczecińskiej hali oprócz ponad 5000 kibiców pojawili się także najważniejsi oficjele polskiego basketu. Logika wskazywała na to, że będą mieli okazję nagrodzić mistrza i wicemistrza kraju, ale dekoracji i świętowania nie było. Koszykarze Śląska wcześniej rozczarowywali, a teraz sprawili psikusa. Nie poddali się, choć byli niemal na deskach.Po trzech poprzednich spotkaniach wydawać się bowiem mogło, że czwarte będzie niemal formalnością. King dominował nad Śląskiem, wygrał trzy razy w sumie różnicą 61 punktów! Po trzecim meczu wrocławianie wyglądali na zespół rozbity, trener Ertugrul Erdogan nie potrafił odpowiedzieć, dlaczego zawodnicy – jak twierdził — grają z mniejszym zaangażowaniem i zatrzymali się po półfinale.

Przesadą byłoby pewnie stwierdzenie, że szczecinian sparaliżowała potencjalna nagroda za zwycięstwo i bliskość wielkiego sukcesu. Natomiast na pewno na ich postawę wpływ miała nieobecność w pierwszej połowie jednego z podstawowych zawodników Kinga Bryce’a Browna.

Amerykanin doznał kontuzji w poprzednim starciu i co prawda znalazł się w składzie, lecz na parkiecie dopiero pod koniec trzeciej kwarty. Śląsk zagrał osłabiony przez cały mecz, bo bez Łukasza Kolendy, ale jednak Brown dla swojej drużyny znaczy – przynajmniej w finale – zdecydowanie więcej.

Śląsk zaczął więc lepiej niż gospodarze, ale przede wszystkim w jego grze było widać większe chęci i energię niż chociażby w poprzedniej konfrontacji, co zauważył po meczu Erdogan. Trochę tak jakby władze klubu przewidziały premię za chociażby doprowadzenie do piątego meczu we Wrocławiu, który zapewne przyniesie klubowi duży dochód ze sprzedaży kilku tysięcy biletów na trybuny w Hali Stulecia.

A może to przykład Boston Celtics, którzy niedawno w finale Konferencji Zachodniej NBA byli w stanie od stanu 0-3 z Miami Heat doprowadzić do 3-3? — Oczywiście jest to dla nas inspiracja. Oglądałem tę serię i widziałem, co potrafili zrobić Celtics. Możemy jednak patrzeć na nich, analizować, jak oni tego dokonali, ale na końcu najważniejsze jest to, że my musimy wyjść na parkiet i zrobić to samo – powiedział lider Śląska Martin, który w przeszłości grał w dwóch klubach NBA.

W tym meczu efekt inspirowania się Celtami był taki, że wrocławianie po pierwszej kwarcie prowadzili 29:22, a dobre momenty wtedy i później mieli zawodnicy niekoniecznie pierwszego planu w Śląsku. Czyli Daniel Gołębiowski, debiutujący w tym meczu w finale Aleksander Wiśniewski, Szymon Tomczak czy D.J. Mitchell. A przeciętnie prezentujący się w poprzednich spotkaniach Martin już przed długą przerwą miał na koncie więcej punktów niż dwa dni wcześniej.

To trójka Amerykanina z faulem pozwoliła Śląskowi schodzić do szatni przy tylko dwupunktowej (46:48) stracie do Kinga. I to też niejako była nowość w tym finale, że pierwsza fala szybkiego szczecińskiego basketu nie zalała wrocławian całkowicie. Owszem, oddali prowadzenie i nawet King zaczął odjeżdżać, ale pozbierali się i odpowiedzieli.Na początku drugiej połowy dobrze dysponowany Martin trafił dwie kolejne trójki. Grał z coraz większą pewnością siebie i może momentami bardzo indywidualnie, ale jednak skutecznie. A atak Kinga się zaciął. Gospodarze na pierwsze punkty w trzeciej kwarcie czekali przez prawie sześć minut. Tyle tylko, że chwilę później po wykończonej przez Justina Bibbsa mimo przewinienia rywala kontrze zrobiło się aż 64:50 dla przyjezdnych. A po trzeciej kwarcie aż 70:52, bo Śląsk tę część wygrał 24:4!

Ten cios jeszcze Kinga nie znokautował. Wprowadzony trochę niespodziewanie pod koniec trzeciej ćwiartki Brown rozruszał jednak zespół Kinga, który zaczął stopniowo gonić Śląsk. Goście powierzyli swój los w ręce znakomicie dysponowanego Martina i tego wieczora była to bardzo dobra decyzja. Martin pokazał dyspozycję, jakiej u niego chyba jeszcze u niego w tym sezonie nie widzieliśmy.

Gdy King zmniejszył stratę do 10 oczek, to właśnie Martin swoimi trafieniami uspokoił sytuację. Gdy niespełna cztery minuty przed końcem Śląsk prowadził z napierającym Kingiem już tylko 78:72, to także Martin szybko odpowiedział. I gospodarze nie zdołali już zrobić nic, by zakończyć mecz zwycięsko.

Piąte spotkanie zaplanowano 12 czerwca we Wrocławiu, a kolejne ewentualnie 15 (Szczecin) i 18 (Wrocław) czerwca. — Teraz energia i wysiłek wkładany w grę były na odpowiednim poziomie, ale nie jestem w stanie powiedzieć, czy będziemy w stanie powtórzyć w kolejnym spotkaniu — przyznał Erdogan.

King Szczecin — Śląsk Wrocław 75:85 (22:29, 26:17, 4:24, 23:15)

King: Tony Meier 15, Alex Hamilton 14, Andrzej Mazurczak 9, Zac Cuthbertson 4, Phil Fayne 4 — Kacper Borowski 10, Filip Matczak 9, Mateusz Kostrzewski 5, Bryce Brown 5, Maciej Żmudzki 0.

Śląsk: Jeremiah Martin 33 (4×3, 6 str.), Justin Bibbs 12, Daniel Gołębiowski 7, Aleksander Dziewa 6, Ivan Ramljak 4 – Jakub Nizioł 11, Vasilije Pušica 5, D.J. Mitchell 3, Arciom Parachouski 2, Szymon Tomczak 2, Aleksander Wiśniewski 0

Źródło: www.przegladsportowy.onet.pl