
Golden State Warriors znowu są najlepsi w najlepszej lidze świata. Po czterech latach ponownie wygrali finał NBA. W szóstym meczu pokonali Boston Celtics na wyjeździe 103:90 i zakończyli serię wynikiem 4-2. To ich czwarte mistrzostwo w ostatniej dekadzie.
Drużyna z Kalifornii rządziła ligą w latach 2015-2019, gdy pięć razy z rzędu docierała do finału. Po serii kontuzji podstawowych zawodników stoczyła się nawet na dno mając dwa lata temu najgorszy bilans w całej lidze. Powrót na szczyt był szybki i imponujący. Wystarczyło „tylko”, że trzej wieloletni liderzy Warriors Stephen Curry, Klay Thompson (pauzował aż 941 dni!) i Draymond Green byli w komplecie zdrowi. Ekipa prowadzona przez trenera Steve’a Kerra przystąpiła do walki o tytuł z trzeciego miejsca po rundzie zasadniczej na Zachodzie, ale w play-off nie było wątpliwości, że była najlepsza.
– Te ostatnie dwa miesiące play-offów, te ostatnie trzy lata, te ostatnie 48 godzin, wszystko to było emocjonalnym rollercoasterem na parkiecie i poza nim.. Dostajesz gęsiej skórki na samą myśl o tych wszystkich wspomnieniach i momentach, przez które przeszliśmy, by wrócić tutaj razem. Dlatego myślę, że to mistrzostwo jest inne i dlatego czuję tak wiele emocji – powiedział Curry, który po zakończeniu meczu wyściskał się ze swoim ojcem, były zawodnikiem klubów NBA Dellem.
W drodze do mistrzostwa Warriors ani razu nie musieli rozgrywać siedmiu meczów w serii. Pokonali kolejno 4-1 Denver Nuggets, 4-2 Memphis Grizzlies, 4-1 Dallas Mavericks, a na koniec 4-2 Celtics. To nie była dla nich łatwa rywalizacja, bo zaczęli od porażki u siebie, a po trzech meczach było 2-1 dla Celtics. Warriors odnieśli trzy kolejne zwycięstwa, w tym dwa wyjazdowe. Ostatni triumf był najbardziej przekonujący, bo Warriors prowadzili w Bostonie od końcówki pierwszej kwarty, a przewaga gości była przez większość czasu dwucyfrowa.
Początek wcale tego nie zapowiadał, bo zaczęło się od mocnego uderzenia stojących pod ścianą Celtics. Po czterech minutach było 14:2 dla nich, ale Warriors potrafili przetrwać ten trudny moment. Na przełomie pierwszej i drugiej kwarty zdobyli aż 21 punktów z rzędu i wyszli na prowadzenie 37:22. Bostończycy już właściwie nie zbliżyli się na niebezpieczną odległość. Popełnili aż 22 straty, a ich lider Jayson Tatum rzucił ledwie 13 oczek. W czwartej ćwiartce gospodarze doszli na 86:78, lecz odpowiedź gości była błyskawiczna.
Curry w ostatnim meczu miał 34 punkty, po 7 zbiórek i asyst. Trafił 6 z 11 trójek i może zapomnieć o fatalnym rzutowo (0/9 zza łuku!) poprzednim piątym spotkaniu. W serii Curry zdobywał przeciętnie 31.2 punktu i choć to jego czwarte mistrzostwo, to po raz pierwszy w karierze otrzymał nagrodę MVP finału. Wręczył ją Mark Tatum, zastępca komisarza NBA Adama Silvera, którego z obecności na tym meczu wykluczyły sprawy zdrowotne.
Oprócz Curry’ego świetnie w ostatnim meczu sezonu zaprezentowali się także m.in. Draymond Green i Jordan Poole. Ten pierwszy znakomicie dyrygował grą, a nawet po raz pierwszy w finale trafił z dystansu. I to dwukrotnie. W sumie miał 12 punktów, 12 zbiórek i 8 asyst. Rezerwowy Poole rzuci 15 punktów w ledwie 18 minut.
– My zawsze mówiliśmy o naszej obronie i sądzę, że to była dla nas stała rzecz. Ale jeśli masz tak seksowny atak z takimi strzelcami jak Steph, Klay i Jordan, to zawsze ten atak będzie bardziej doceniany. Celtics w finale w czterech z sześciu meczów nie rzucili 100 punktów. Nie zdobędziesz mistrzostwa bez świetnej obrony. Jesteśmy dumni z obrony i rozumiemy, że pozwalała pozwoli rozkwitnąć naszej ofensywie – podsumował Green.
Boston Celtics – Golden State Warriors 90:103 (22:27, 17:27, 27:22, 24:27)
Celtics: Jaylen Brown 34, Al Horford 19, Jayson Tatum 13, Robert Williams 10, Marcus Smart 9, Grant Williams 3, Derrick White 2 Luke Kornet 0, Aaron Nesmith 0, Nik Stauskas 0, Payton Pritchard 0, Juwan Morgan 0, Sam Hauser 0.
Warriors: Stephen Curry 34, Andrew Wiggins 18, Jordan Poole 15, Klay Thompson 12, Draymond Green 12, Otto Porter 6, Gary Payton 6, Kevon Looney 0, Andre Iguodala 0.
Źródło: przegladsportowy.pl